piątek, 7 czerwca 2013

Nie umiem już żyć


 

 
 
 
„I to, co dobre i złe, wszystkie chwile, myśli, słowa.”
 

Przekręcasz klucz i otwierasz drzwi do swojego bogato urządzonego mieszkania. Od razu rzucasz się na łóżku i nakrywasz twarz poduszką dający tym samym całemu światu do zrozumienia, że nie marzysz o niczym innym jak tylko o odgrodzeniu się od wszystkiego i wszystkich. Masz już dość tego bajzlu w jakim siedzisz, masz dość swojego życia i problemów, których cały czas przybywa. Ty, ten sławny Zbigniew Bartman narzekasz na to, co masz, bo nie żyjesz tak jakbyś chciał. Inaczej wyobrażałeś sobie dorosłość, to wszystko miało, inaczej wyglądać.
 

„Niech każdy z was wspomni tych co odeszli już tam.”

 
Siadasz na łóżku wbijając swój wzrok w podłogę. Ostatnimi czasy robisz tak zdecydowanie za często. Myślisz, wtedy o tym co było, o tym co tak bardzo cię nęka. Przypominasz sobie, kiedy dokładnie wszystko zaczęło się tak walić.
- Dwa lata … - szepczesz zamykając oczy. – Już dwa lata.
Nie chciałbyś pamiętać, ale niestety pamiętasz bardzo dobrze. Minęły już dwa lata od tragedii Mateusza i Kamili. Pamiętasz, tak dobrze pamiętasz.

 
„Lecz na zawsze obiecuję wam pozostanie w moim sercu ślad.”

 
Był 3 czerwca 2011 roku. Z nieba lał się żar. Kiedy obudziłeś się rano nie miałeś na nic ochoty. Powodem dla, którego podniosłeś się z łóżka był dzwoniący do ciebie Kubiak. Pieprzył ci coś o jakimś wypadzie na grilla z ziomkami, ale kazałeś mu się popukać w głowę i spojrzeć, ile stopni wskazuje termometr. Posprzeczaliście się chwilę, ale ostatecznie i tak wygrał Michał, więc chcąc nie chcąc godzinę później siedziałeś już w samochodzie i z zawrotną prędkością jechałeś do mieszkania przyjaciela. Dotarłeś w miarę wcześnie, a dostrzegając, że oprócz ciebie jest tylko dwóch innych kolegów, a impreza nie wygląda za dobrze zadzwoniłeś po Mateusza. Po swojego osiemnastoletniego młodszego braciszka, który jak nikt potrafi rozkręcić imprezę. Nie miałeś pojęcia, że sprowadzając go tam popełniasz największy błąd życia. Nie miałeś pojęcia, że właśnie ten telefon rozpocznie wszystko czego teraz chciałbyś uniknąć za wszelką cenę.  Chciałeś się bawić, chciałeś, żeby był z tobą. A on przyjechał, pojawił się wraz z dziewczyną Kamilą. Niską, ale, za, to urodziwą szatynką, którą uważałeś za swoją młodszą siostrę. Przyszli, a wszystkim udzielił się ich radosny nastrój. Impreza trwała w najlepsze. Piwo, kiełbasa z grilla i papierosy były wszędzie. Po kilku godzinach w mieszkaniu Kubiaka nie było nikogo trzeźwo myślącego, a zbliżała się pora zakończenia spotkania. Ziomki pozamawiali taksówki, ale ty nie. Czując, że właściwie to nie jest z tobą tak źle postanowiłeś prowadzić.
- Oj, daj spokój Kubiaczku ty mój, dam radę – oznajmiłeś przyjacielowi, który próbował odwieźć cię od tego pomysłu.
Jakoś udało ci się założyć buty i zejść na dół. Mateusz jako dobry brat postanowił dopilnować tego, że dojedziesz w jednym kawałku i razem z Kamilą zabrał się z tobą.
- To tylko kilka ulic, mieszkam praktycznie obok ciebie – zapewniłeś Kubiaka przekręcając kluczyk w stacyjce.
Przyjaciel pokręcił głową i odszedł ledwo co łapiąc równowagę na schodkach.


Kochać trzeba od dziś, jutro późno może być.”


- Mówiłem, że dojadę bez problemu – powiedziałeś dumnie skręcając w ostatnią ulicę, na której znajdował się już twój blok.
Spojrzałeś w tylne lusterko, a dostrzegając jak twój młodszy brat całuje swoją dziewczynę na twojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Zawsze uważałeś go za cholernego szczęściarza. Miał wszystko, co chciał i zazdrościłeś mu tego. No cóż najwidoczniej każdy Bartman jest doskonały. My Bartmani już tak mamy, pomyślałeś.
Podjechałeś pod blok i chcąc wyjść na dżentelmena, którym nie oszukujmy się nie jesteś szybko wysiadłeś i otworzyłeś Kamili drzwi. Szatynka uśmiechnęła się do ciebie serdecznie i dołączyła do Mateusza.
- No młodzi ja wypełniłem swój obowiązek, lećcie teraz do domu się dalej obściskiwać i miziać – oznajmiłeś klepiąc brata po ramieniu i dając Kamili całusa w policzek zniknąłeś w swojej klatce.
- Dzięki za podwózkę – usłyszałeś jeszcze z ust brata, zanim drzwi się zamknęły.
Ruszyłeś schodami na górę, bo jako sportowiec już dawno zrezygnowałeś z windy. Będąc pewnym, że Mateusz i Kamila bezpiecznie dotarli do domu od razu położyłeś się do łóżka i jak małe dziecko odpłynąłeś do krainy snów.


„Nigdy więcej nie spotkamy się, świecy płomień już zgasł.”

 

W środku nocy obudził cię dzwonek twojego telefonu. Niechętnie wygrzebałeś się z pościeli i wyłączając lecące na ful „Baby” Biebera odebrałeś telefon. Z chaotycznych wyjaśnień twojej mamy nie zrozumiałeś nic, ale słysząc jej szloch domyśliłeś się, że stało się coś złego.
- Będę u was za chwilę – rzuciłeś szybko rozłączając się i pędem pognałeś do mieszkania rodziców i młodszego brata.  
Widząc stojący pod blokiem policyjny radiowóz wiedziałeś już co się stało. Rozmowa z rodzicami tylko potwierdziła twoje obawy. Osunąłeś się bezwładnie po ścianie chowając twarz w dłoniach. Nie mogłeś powstrzymać łez.
Był szczęściarzem, cholernym szczęściarzem, w głowie jak echo odbijała ci się twoja myśl. Był, nim, więc czemu umarł? Nie mogłeś tego pojąć.
Czemu zaraz po tym jak zniknąłeś w swoim mieszkaniu jakiś kierowca stracił panowanie nad autem i wjechał na chodnik potrącając tym samym wracających do domu Mateusza i Kamile? Nie mieli szans na przeżycie, nie mieli, a tak bardzo na nie zasługiwali. Zmarli na miejscu, a sprawca wypadku najzwyczajniej w świecie uciekł. Dlaczego? Dlaczego oni? Pytałeś wciąż nie dostając odpowiedzi.


„Wciąż po twarzy spływa czas, krok po kroku zmienia nas.”


Dzisiaj, kiedy od tragedii twojego brata i jego dziewczyny minęły już dwa lata możesz śmiało powiedzieć, że razem z nimi umarła i cząstka ciebie. Od dwóch lat nie możesz ułożyć sobie życia, wszystko ci się sypie. Przestałeś przyjaźnić się z Kubiakiem, znalazłeś sobie dziewczynę, ale, kiedy miało być tak pięknie nagle ona przyznała się do zdrady, nic cię nie cieszy, a od życia dostajesz coraz więcej kłód pod nogi. Nie masz na nic siły. Przypominasz sobie, jak kiedyś razem z Mateuszem wyobrażałeś sobie, jak razem gracie w jednym klubie, a potem trenujecie swoich synów. Biegali by w waszych koszulkach dumnie ukazując nazwisko „Bartman”. Bylibyście najlepszą siatkarską rodziną w Polsce. Chciałbyś cofnąć czas, nie zadzwonić po brata, samemu też nie pojechać na Kubikowego grilla. Chciałbyś zmienić wiele rzeczy, ale nie możesz, nie możesz i to cię boli. Bo, chociaż jesteś sławnym Zbigniewem Bartmanem, chociaż dziewczyny  mdleją na twój widok, to nie jesteś cudotwórcą, nie jesteś wystarczająco wyjątkowy, by zmienić to, co się wydarzyło. Nie możesz tego zrobić, musisz nauczyć się z tym żyć, ale od dwóch lat ci to nie wychodzi, nie wychodzi i zdajesz sobie sprawę, że już nie wyjdzie. Jesteś Zbigniewem Bartmanem, który miał wszystko, ale już nie ma i mieć nie będzie. Jesteś człowiekiem, tylko człowiekiem.

 
„A to, że jestem tu sam i pozostały mi tylko wspomnienia…”

 
Stajesz nad małym wbitym w ziemie krzyżykiem przy chodniku. Stawiasz obok niego znicz i zapalasz wpatrując się w płomień.
- Oddaj mi go… - szepczesz – Oddaj mi brata.
Nie wiesz czy bóg istnieje, ale, jeśli tak, to prosisz go, żeby cofnął swój wyrok. Zwrócił ci brata i jego dziewczynę. Przecież byli młodzi, mieli plany, przyszłość.
Nie rozumiesz jak ich czas mógł się tak szybko skończyć. Oni powinni tu dzisiaj z tobą być. Stać obok, śmiać się, po prostu żyć.

„Czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma.”


- … Podczas dzisiejszego meczu Zbigniew Bartman pojawił się w nowej koszulce, założonej na specjalną okazję z dedykacją. Na plecach siatkarza widniał napis „Dla Mateusza i Kamili.” Po wygranej zdradził, że podczas meczu ktoś mu pomagał, ktoś kogo już wśród nas nie ma, ale, kto w jakiś sposób, jednak, wtedy był. Nam pozostaje domyślać się tylko, kto to był  i jak ważną role odegrał w życiu siatkarza.  
 

„Dusza jednak wieczną jest i nie zniszczy nawet śmierć.”

 

***
Sama nie wiem czemu tak smutnie. Zainspirował mnie obrazek, który wstawiłam. Kiedy go znalazłam od razu miałam w głowię tą historie. Czemu Bartman? Bo jakoś pasował mi na starszego, załamanego brata. Od razu mówię, że nie wiem czy rzeczywiście ma rodzeństwo, bo nie jestem jego jakąś wielką fanką. No, a więc jak widać moja druga jednopartówka tutaj nie powala niczym specjalnym, ale jest, bo jakoś tak poczułam, że jak napisałam to powinnam wstawić. Daje, więc wam na poczytanie, bo sama wyjeżdżam na tydzień na Krete, bo trochę odpoczynku od szkoły mi się należy. Okres proponowanych ocen i poprawiania się zaczął, znacie to? Masakra jakaś.

4 komentarze:

  1. Świetnie piszesz, masz talent ;)
    W wolnej chwili zapraszam do siebie
    http://thiswonderfulworld0.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia. Do tego jedna z moich ulubionych piosenek. Czekam na więcej :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię tutaj Bartmana! Chociaż raz... Smutno, ale lubię jak się smutno w opowiadaniach. Szkoda dwójki młodych ludzi, którzy mieli przed sobą całe życie... Niestety, takie jest życie.

    OdpowiedzUsuń
  4. 29 yrs old project manager mordecai ferraron, hailing from mcbride enjoys watching movies like los flamencos and sculling. took a trip to rock drawings in valcamonica and drives a 600sec. wyjasnienie

    OdpowiedzUsuń